23.09.2012

Czas na zmiany

CHAOS.
To jedno słowo doskonale definiuje moje życie. Mogłabym dodać też kilka innych słów - bałagan, bajzel, chciałoby się wręcz powiedzieć syf...
Czuję, że nie poukładam się od środka, dopóki - po pierwsze - nie zrobię porządku w mojej najbliższej przestrzeni. Moje mieszkanie wygląda jakby było ciut po tornadzie i czuję się w nim coraz gorzej, a jednocześnie mam sto tysięcy różnych wymówek na doprowadzenie tego domu do porządku. Daleko mi do piastowania miotełkowego berła perfekcyjnej pani domu... Poza tym, jak mogę panować nad życiem, skoro nie panuję nad kurzem na swoich własnych półkach??
Po drugie - brak mi planu. Nie planuję przyszłości, nie planuję dnia codziennego. Nic nie planuję! Ot, tak żyję sobie tym, co życie przyniesie ciągle narzekając, że przynosi za mało... A nie, pardon, już dwa razy zaplanowałam menu na cały tydzień, to już jakiś krok :) Ale tak szczerze... mam tyle pomysłów na spędzanie czasu z moją córeczką, na rękodzielnicze szaleństwa i na jeszcze wiele innych rzeczy, a tymczasem utykam na wiele godzin przed tym cholernym świecącym ekranikiem (i to jest chyba właśnie istota tego wszystkiego), a potem budzę się i stwierdzam, że zrobiło się późno, że nie poszłam na spacer, że nie zrobiłam tego, tego i tamtego, co chciałam...
I wreszcie po trzecie, które jest ściśle związane z powyższym "po drugie", zapomniało mi się jakoś, co to jest samodyscyplina. Ach, jak dobrze jest sobie błogo poleniuchować, poczytać pierdoły, pograć w jakąś dziecinną gierkę, a tymczasem dorosłość i macierzyństwo puka gdzieś w zakamarkach mojego mózgu: "Helou! samo się nie zrobi!.."

Boże, jaki ja przykład daję swojej córce? Głupia babo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz